25 MARCA

NIEDZIELA, Niedziela Palmowa
Szósta Niedziela Wielkiego Postu

EWANGELIA - Mk 11, 1-10 (Wjazd Jezusa do Jerozolimy)

Gdy się zbliżali do Jerozolimy, do Betfage i Betanii na Górze Oliwnej, Jezus posłał dwóch spośród swoich uczniów i rzekł im: «Idźcie do wsi, która jest przed wami, a zaraz przy wejściu do niej znajdziecie oślę uwiązane na którym jeszcze nikt z ludzi nie siedział. Odwiążcie je i przyprowadźcie tutaj. A gdyby was kto pytał, dlaczego to robicie, powiedzcie: „Pan go potrzebuje i zaraz odeśle je tu z powrotem”».
Poszli i znaleźli oślę przywiązane do drzwi z zewnątrz, na ulicy. Odwiązali je, a niektórzy ze stojących tam pytali ich: «Co to ma znaczyć, że odwiązujecie oślę?» Oni zaś odpowiedzieli im tak, jak Jezus polecił. I pozwolili im.
Przyprowadzili więc oślę do Jezusa i zarzucili na nie swe płaszcze, a On wsiadł na nie. Wielu zaś słało swe płaszcze na drodze, a inni gałązki zielone ścięte na polach. A ci, którzy Go poprzedzali i którzy szli za Nim, wołali:
«Hosanna.
Błogosławiony, który przychodzi w imię Pańskie.
Błogosławione królestwo ojca naszego Dawida, które przychodzi.
Hosanna na wysokościach».

MEDYTACJA

Wędrówka Jezusa dobiega końca.
Zostanie w Jerozolimie, do której zmierzał całe swoje życie.
Tu spełni się Jego misja...

Jezus mógł wejść do Jerozolimy na własnych nogach.
On jednak chciał, by wszystko zostało wypełnione.
Dlatego posłał po osiołka i na nim wjechał do miasta...
Pokorny Jezus wjechał do miasta na pokornym zwierzęciu, by w pokorze przyjąć i przeżyć wszystko, co Go spotka...

Droga Jezusa jest trudna, ale chcemy iść za Nim...
Może nieraz chcemy zawrócić, kiedy On wyraźnie pokazuje, że idzie do Jerozolimy.
Wiemy, że tam Jego życie się dopełni.
Umrze, powieszony na krzyżu...
Mówimy sobie, że dla nas to za dużo...

Nie będziemy wiedzieli, jak przeżywać przyjemności, gdy nie doświadczymy cierpienia...
Nie da się szczerze i prawdziwie śmiać, gdy nie doświadczymy wcześniej smutku...
Nie można więć weselić się ze Zmartwychwstania, nie wjeżdżając wcześniej do Jerozolimy, by w niej umrzeć...

Chrystus wiedział dokąd zmierzał i jedynym Jego pragnieniem było wypełnienie woli Bożej do końca...
On gwarantuje nam wystarczającą łaskę i pomoc do realizacji planu Boga w naszym życiu...

Kiedy Jezus wchodził do Jerozolimy ludzie wołali: "Hosanna. Błogosławiony, który przychodzi w imię Pańskie".
Kilka dni później niektórzy z tych, jak można przypuszczać, wołali do Piłata: "Ukrzyżuj Go!"...
Inni milczeli i biernie przyglądali się, jak Jezus jest wyrzucany poza miasto i krzyżowany...

Jezus nie zniechęca się.
Tak samo akceptuje procesję z palmami, jak i drogę krzyżową.
Kocha nas takimi, jakimi jesteśmy.
Aż się wreszcie upodobnimy całkowicie do Niego...

Niedaleko jest od miłości do nienawiści...
Jezus jest owacyjnie witany przez tłumy, niczym celebryta, a po trzech dniach wyszydzany i opluwany w drodze na Golgotę, w drodze na śmierć...

Jezus zupełnie inaczej niż my reagował na trudne doświadczenia.
W całkowitym uniżeniu i milczeniu znosił cierpienie i ból.
Bez krzyku i buntu.
Bez wyrywania się z rąk oprawców przyjął pogardę.
Pozwolił się opluwać i policzkować.
Nie wypowiedział słowa skargi, gdy odrzucali Go ci, którzy kilka dni wcześniej triumfalnie witali Go w Jerozolimie.
To wymaga ogromnej, niewyobrażalnej dla nas, miłości.
I choć na pozór mogło się wydawać, że Jezus poniósł porażkę, to jednak odniósł zwycięstwo.
Zwycięstwo, z którego dziś wszyscy możemy czerpać niezliczone łaski...

Dlaczego tak trudno nam uczynić ze swojego życia ofiarę, by móc zatriumfować kiedyś w wieczności?
By przyciągnąć innych do Niego?
Bo za mało w nas ciągle jest miłości...

Prośmy Boga, by nauczył nas przyjmować i przeżywać wszystko, co życie nam przynosi...

Prośmy o łaskę jasnego kierunku życia – pójścia za Jezusem aż do końca...

Prośmy, aby nasze życie było bardziej wyznaniem chrześcijańskiej miłości, choć czasami niedoskonałym, niż nienawiści...

SUMMA SUMMARUM

Pokorny Jezus wjechał do miasta na pokornym zwierzęciu, by w pokorze przyjąć i przeżyć wszystko, co Go spotka.

Droga Jezusa jest trudna, ale chcemy za Nim iść. Czasami chcemy zawrócić, gdy On wyraźnie pokazuje, że idzie do Jerozolimy. Wiemy, że tam Jego życie się dopełni. Mówimy sobie, że dla nas to za dużo.

Nie będziemy wiedzieli, jak przeżywać przyjemności, gdy nie doświadczymy cierpienia. Nie da się szczerze i prawdziwie śmiać, gdy nie doświadczymy smutku. Nie można więc weselić się ze Zmartwychwstania, nie wjeżdżając wcześniej do Jerozolimy, by w niej umrzeć.

Jezus nie zniechęca się. Akceptuje procesję z palmami, jak i drogę krzyżową. Kocha nas takimi, jakimi jesteśmy. Aż się wreszcie upodobnimy całkowicie do Niego.

Jakże cienka i umowna jest granica między miłością a nienawiścią. Jezus jest owacyjnie witany przez tłumy, a po trzech dniach jest wyszydzany i opluwany
w drodze na Golgotę.

Jezus zupełnie inaczej niż my reagował na trudne doświadczenia. W całkowitym uniżeniu i milczeniu znosił cierpienie i ból. Bez krzyku i buntu przyjął pogardę. Pozwolił się opluwać i policzkować. To wymaga ogromnej, niewyobrażalnej dla nas, miłości.

Dlaczego tak trudno nam uczynić ze swojego życia ofiarę, by móc zatriumfować kiedyś w wieczności? By przyciągnąć innych do Niego?
Bo ciągle jest w nas za mało miłości.

 

 

Flag Counter