PONIEDZIAŁEK, Wspomnienie św. Jadwigi, królowej
EWANGELIA - Mt 5, 1-12 (Osiem błogosławieństw)
Jezus, widząc tłumy, wyszedł na górę.
A gdy usiadł, przystąpili do Niego Jego uczniowie.
Wtedy otworzył swoje usta i nauczał ich tymi słowami:
«Błogosławieni ubodzy w duchu, albowiem do nich należy królestwo niebieskie.
Błogosławieni, którzy się smucą, albowiem oni będą pocieszeni.
Błogosławieni cisi, albowiem oni na własność posiądą ziemię.
Błogosławieni, którzy łakną i pragną sprawiedliwości, albowiem oni będą nasyceni.
Błogosławieni miłosierni, albowiem oni miłosierdzia dostąpią.
Błogosławieni czystego serca, albowiem oni Boga oglądać będą.
Błogosławieni, którzy wprowadzają pokój, albowiem oni będą nazwani synami Bożymi.
Błogosławieni, którzy cierpią prześladowanie dla sprawiedliwości, albowiem do nich należy królestwo niebieskie.
Błogosławieni jesteście, gdy ludzie wam urągają i prześladują was, i gdy z mego powodu mówią kłamliwie wszystko złe na was.
Cieszcie się i radujcie, albowiem wasza nagroda wielka jest w niebie.
Tak bowiem prześladowali proroków, którzy byli przed wami».
MEDYTACJA
Dla Żydów błogosławieństwa były specyficzną formą dziękczynnej modlitwy, ponieważ stanowiły jeden ze
sposobów rozumienia świata i wszystkiego, co on ze sobą niesie, jako nieustannego obdarowywania ludzkości przez rozrzutnego w dobroć Boga.
Jezus dokonał czegoś rewolucyjnego – poszerzył granice błogosławieństw nawet na to, co nie jest przyjemne i radosne.
Wskazał bowiem, że Bóg objawia swoją dobroć również w tym, co wydaje nam się nieszczęściem.
Być może uczniowie i zebrane tłumy oczekiwali, że po wielu cudach przyjdzie czas na coś więcej.
Skoro Jezus mówił o sobie jako o Mesjaszu, to za Jego słowami powinny pójść czyny, np. odrodzenie narodu i wyzwolenie z niewoli rzymskiej.
Zadziało się jednak coś zupełnie innego.
Po wyjściu z Egiptu, Izrael bał się rozmawiać, a nawet przebywać w obecności Boga.
Mojżesz był proszony, aby sam rozmawiał z Bogiem i przynosił ludziom Jego słowa.
Była to relacja szacunku, oparta na strachu przed Wszechmocą.
Jezus w kazaniu na Górze był Bogiem, który przebywa między ludźmi.
Nie mówił do nich z pozycji siły, ale w łagodności.
Mówił jak człowiek do człowieka, bo tylko w takiej relacji, w dialogu, może zawiązać się prawdziwa miłość.
Jednak - nawet takiego Boga trudno było przyjąć, gdyż dla wielu zgorszenie krzyża było trudniejsze do
zniesienia niż dla Izraelitów grzmoty Synaju.
Ubóstwo Jezusa ubogaciło cię bezmiarem łaski, Jego smutek cię pocieszył, Jego cichość serca uzdrawiła cię z napięcia i lęku. Jego pragnienie sprawiedliwości uczy cię postępowania wobec innych.
Jest On miłosierny, dlatego i ty możesz naprawdę doświadczyć ulgi w sumieniu.
Jest czystego serca i dlatego i ty nie czujesz się przy Nim zniewolony.
Wprowadza pokój, jakiego ten świat nie potrafi dać.
Cierpiał prześladowanie, abyś uniknął potępienia piekielnego.
Słyszał urągania i kłamstwa pod swoim adresem, ale błogosławił nawet swoich wrogów.
Czy można zatem o Nim powiedzieć, że był nieszczęśliwy?
W dzisiejszej Ewangelii znowu możesz doszukać się paradoksów, bo każde z błogosławieństw jest paradoksem w zestawieniu z ludzkim sposobem oceniania tego, co jest szczęściem, a co nim nie jest.
Błogosławieństwa wymieniają kolejne „nieszczęścia” oraz ludzkie biedy i nazywając je szczęściem.
Dlaczego?
O co chodzi w takim orzekaniu?
Czy Jezus każe tobie wybierać biedę i los nieszczęśliwych jako drogę do szczęścia?
Jezus nauczał "na górze", a wokół Niego stał tłum ludzi, jak trzoda pozbawiona pasterza.
Pasterz głosił naukę i podawał ludziom abecadło życia prawdziwego.
Jako podstawę nauczania podał określenia odnoszące się do tego, co jest szczęściem, a co nim nie
jest.
W tamtych czasach szczęście miało bardziej zasadnicze znaczenie niż prawda.
Celem ludzkiego życia było szczęście.
Mądrość polegała na umiejętności osiągania szczęścia.
Jezus tłumaczył ludziom, na czym polega szczęście i wskazywał, że istotą szczęścia jest wolność od ducha tego świata.
Każde wypowiedziane przez Niego błogosławieństwo było kluczem, za pomocą którego można otworzyć nowe spojrzenie, czyli nową perspektywę.
Dzięki temu wszystko wyglądało inaczej niż w twoim naturalnym, ludzkim spojrzeniu.
Błogosławieństwa nie są pochwałą miernoty.
Jemu chodziło o coś innego.
Izrael, jako cały naród, był ubogi i zniewolony.
Cały był jednym wielkim oczekiwaniem spełnienia Obietnicy.
Ale czy ją dostrzeże, kiedy przyjdzie?
Błogosławieństwa wskazują, że o wartości życia decyduje nie to, czego zewnętrznie doświadczasz, ale
twój stosunek do tego wszystkiego, co cię spotyka.
Błogosławieństwa wskazują na właściwy sposób reagowania na spotykane doświadczenia.
Mówią, że musisz na wszystko spojrzeć z perspektywy końca.
Dopiero perspektywa królestwa Bożego pozwala właściwie ocenić wartość wszystkiego, czego doświadczasz.
Szczęściem jest to, co cię do tego królestwa przybliża.
Błogosławieństwa są wezwaniem do mądrości i do patrzenia we właściwej perspektywie, a nie są nakazami czy zakazami, jak zasady prawa.
Są wezwaniem i apelem do wolności, której nie da się narzucić.
Bo Bóg zawsze wzywa i nigdy nie zmusza.
Wskazuje mądrość, ale pozostawia tobie możliwość wyboru.
Błogosławieństwa są zachęta, by patrzeć dalej niż na codzienne udręki, gdyż to, co nosisz w sercu,
kształtuje cię, a mężne podejście do sprawiedliwości, może cię uszlachetnić.
Błogosławieństwa zawierają w sobie również misję Jezusa.
To On jest ubogi, cichy, pokorny sercem, łagodny, czystego serca i wprowadzający pokój.
Również cierpi, bo taka jest wola Boża względem Niego i Jego misji.
Jezus zaprasza cię do podjęcia się tej misji razem z Nim.
To jest fundament pod budowanie Królestwa Bożego, które zaczyna się już tu, na ziemi, w sercach ludzi i w twoim sercu.
Błogosławiony, czyli szczęśliwy, jest ten, który nic nie ma, jeżeli przyjął to duchem, bo stał się wolny od
lęku o swoje życie.
Tylko taki człowiek może dziedziczyć królestwo Boże.
Bardziej radykalnie wskazał to Jezus tak zwanemu „bogatemu młodzieńcowi”:
Jeśli chcesz być doskonały, idź, sprzedaj, co posiadasz, i rozdaj ubogim, a będziesz miał skarb w niebie. Potem przyjdź i chodź za Mną! (Mt 19,21).
Błogosławiony jest zatem ten, kto płacze, kogo boli ten świat, kto nie znajduje w nim upodobania oraz zaspokojenia, kto nie dał się zagarnąć w jego sieci.
Taki znajdzie pociechę w królestwie Boga.
Kto szuka, znajduje…
"Wy będziecie płakać i zawodzić, a świat się będzie weselił. Wy będziecie się smucić, ale smutek wasz zamieni się w radość" (J 16, 20).
Szczęśliwy, kto nie dochodzi swoich praw gwałtem i nie rozpycha się w życiu łokciami.
Tylko taki człowiek otrzyma to, czego mu potrzeba.
Szczęśliwy, kto dostrzega cierpienie drugiego człowieka i zaradza mu, bo on sam doświadczy Bożego miłosierdzia: "Taką samą miarą, jaką wy mierzycie, odmierzą wam i jeszcze wam dołożą"
(Mk 4, 24).
Jezus jako Prorok ogłasza przyjście królestwa Bożego, nowej, prawdziwej rzeczywistości.
Takie są jej prawa, które pochodzą z istoty samego Boga, który jest Miłością.
Do ciebie należy zobaczyć tę prawdę i przyjąć ją.
Zatem - otwórz oczy i zobacz!
Dopiero, gdy zobaczysz i zaczniesz inaczej widzieć i oceniać świat i ludzi, zaczniesz rozumieć Ewangelię, a także będziesz zdolny widzieć samego Boga.
Na drodze poznania Boga spotkasz cierpienie.
Tak, ono jest konieczne, aby zrozumieć Boże działanie.
Dlatego potrzeba cierpliwości i wytrwałości.
Wtedy On z pewnością zrealizuje swoje obietnice względem ciebie.
Proś dzisiaj o zmianę perspektywy życia chrześcijańskiego.
Proś o łaskę ciszy serca, abyś był ubogi w duchu, czyli całkowicie zanurzył się w Bogu.
Tylko uważaj, bo twoja prośba może być wysłuchana!
Jezus zaprasza do rzeczy wielkich, ale one wymagają poświęcenia, hartu ducha i cierpienia.
Czy naprawdę jesteś na to gotowy?
"Błogosławiony Bóg i Ojciec Pana naszego Jezusa Chrystusa, Ojciec miłosierdzia i Bóg wszelkiej pociechy, Ten, który nas pociesza w każdym naszym ucisku, byśmy sami mogli pocieszać tych, co są
w
jakimkolwiek ucisku, tą pociechą, której doznajemy od Boga.
Jak bowiem obfitują w nas cierpienia Chrystusa, tak też wielkiej doznajemy przez Chrystusa pociechy. Ale gdy znosimy udręki – to dla pociechy i zbawienia waszego; a gdy pocieszani jesteśmy – to dla waszej pociechy, sprawiającej, że z wytrwałością znosicie te same cierpienia, których i my doznajemy.
A nadzieja nasza co do was jest silna, bo wiemy, że jak cierpień jesteście współuczestnikami, tak
i pociechy" (2 Kor 1, 3–7).